wtorek, 18 marca 2014

Rozdział 56

LOLA

Spojrzałam na zegarek, 9:30.Za 15 minut powinnam być już w Warszawie.Tak bardzo tęskniłam za Tomsonem i bliźniaczkami.Mam nadzieję, że wybaczy mi to co zrobiłam, ale niestety...nie miałam innego wyjścia.Oby uwierzył w to co mu powiem, zamierzam powiedzieć mu prawdę.Prawdę, którą powinien znać już dawno, ale nie mógł.

ŁOZO

Wyszłem z Domu Pracy Twórczej, gdy nagle wpadła na mnie nie kto inny jak Marina.Spojrzała na mnie, a ja na nią.W ogóle się nie zmieniła:
-Hej.-powiedziała.
-Cześć.-odrzekłem niechętnie.
-Co tam u ciebie?
-Nic, sory ale muszę już iść.
-Jasne...-powiedziała smutno.-Do zobaczenia kiedyś.
-Nara.
Zacząłem iść szybkim krokiem byle nie widzieć już jej twarzy.Twarzy, która kiedyś dla mnie tak wiele znaczyła,a teraz budziła we mnie tylko obrzydzenie i ból, który mi zadała.Poszedłem pod dom Jane.Zadzwoniłem na domofon jednak nikt nie odbierał.Pewnie gdzieś wyszła.Postanowiłem, że poczekam na nią na ławce przed domem.Siedziałem i rozmyślałem o swoim bezsensownym życiu.Nic się w nim nie dzieje jest monotonne.I wtedy coś mi wpadło do głowy:
-Skoczę ze spadochronem.-powiedziałem.
-Że co?!-wrzasnęła Jane.Nawet nie zauważyłem kiedy podeszła.Weszliśmy do środka ciągnąć długą dyskusję:
-Posłuchaj to może byś super zabawa.
-Nie ma mowy!
-Niby czemu?
-To jest niebezpieczne, a co jak ci się coś stanie?!
-To będzie mój problem!!
-I mój też.A jak narazie mam ich zbyt wiele! Masz tego nie robić, rozumiesz?!
-To moje życie i będę sobie z nim robić to co chcę!-wrzasnąłem i wybiegłem z domu trzaskając drzwiami.

LOLA

Zatrzymałam samochód przed jego domem.A przynajmniej mam nadzieję, że jest nadal jego.Zastanawiałam się jak zacznę tę rozmowę.I w pewnym momencie przez przypadek nacisnęłam na domofon, który zgodnie z jego przeznaczeniem zadźwięczał głośno.Po chwili usłyszałam płacz dzieci.Są w domu.Zobaczyłam w drzwiach Tomsona, a po moim policzku zaczęła płynąć łza.Kiedy mnie zobaczył krzyknął:
-Lola?! To ty?!
Podbiegł do mnie.
-Tak.
Pocałował mnie, a po chwili zobaczyłam, że po jego policzku zaczyna płynąć łza:
-Ale jak to? Przecież ... ty nie żyjesz! Powariowałem!
-Nie zwariowałeś.To naprawdę ja.
-Ale...to NIEMOŻLIWE!
-Wszystko ci wyjaśnię, ale może lepiej wejdźmy do środka.-zaproponowałam.

6 komentarzy:

123 Lorem ipsum

...Afromental...

...Afromental...
Najlepsi!

Popularne posty